A dlaczego nie warto? Bo na studiach nikogo nie obchodzi co robiłeś kiedy cię nie było. I poniesiesz konsekwencje.
Nawet jeśli byłeś oficjalnie chory, tak jak ja. Miałem przecież zwolnienie lekarskie. A mimo to przez półtorej godziny jechałem do Łodzi, na zajęcia które zaczynały się o 8 (więc musiałem wstać po piątej), tylko po to, aby usłyszeć, że nie dostanę zaliczenia z zarządzania, bo nie było mnie w zeszłym tygodniu. Nie, nic nie obchodziło jej, że byłem chory. Jako że robię przedmiot awansem to muszą być jakieś zasady, nie mogę sobie nie przychodzić. I mam natychmiast opuścić salę wykładową, bo nie jestem wpuszczony na zajęcia. Nieważne, że tłukłem się tutaj bez sensu ponad 50km, tylko po to żeby zaraz wrócić; że o 14 będę pisał maturę z chemii i w sumie mogłem wcale nie przyjeżdżać na zajęcia tylko się dobrze wyspać; że całą niedzielę siedziałem nad prezentacją, za którą nie dostanę oceny (dobrze że jestem koleżeński i zostawiłem pendrive'a koleżance z grupy, żeby chociaż grupa nie straciła, a mogłem przecież sobie wyjść z całą moją pracą w kieszeni, BTW dostali 4 za MOJĄ prezentację, z czego jestem całkiem dumny).
Cała ta historia to samo życie. Tak naprawdę nic nikogo nie obchodzi, poza samym sobą, a każdemu się wydaje, że jest najważniejszy. Nawet jeżeli prowadzi tylko jakiś gówniany, nikomu niepotrzebny przedmiot, będzie mu się zdawało, że jest nie wiadomo kim.
W związku z tym ostrzegam, chodźcie na zajęcia, choćbyście mieli 40st. gorączki, najwyżej zemdlejecie na zajęciach, a jak was wyniosą to wykładowca, z łaski swojej, może nie wpisze wam nieobecności.
Tak na marginesie, mimo że byłem chory, pisałem w tym czasie maturę z biologii. Jeśli mi się uda i dostanę się na dzienne, to kiedy w przyszłym roku będę zaliczał zarządzanie, zamierzam jej zaprezentować ten sam biznesplan, który zrobiłem w tym roku. I ciekawe czy oskarży mnie o plagiat, skoro na OBU będą moje nazwiska. To jest dobre pytanie, czy można ściągnąć pracę od samego siebie? Taka filozoficzna kwestia.
Co do samej matury, którą pisałem w oba ostatnie poniedziałki: z biologii jestem całkiem zadowolony. Nad większość pytań myślałem sobie "o, to wiem, to było na zajęciach, o tym czytałem", co oczywiście nie musi znaczyć, że trafiłem w klucz. Jeśli chodzi o wczorajszą chemię, jestem z niej zadowolony znacznie mniej niż z biologii. Co jest logiczne, bo ta druga zawsze była dla mnie dużo prostsza. Mimo to zrobiłem wszystkie zadania, choć zajęło mi to całe dostępne 2,5h. Nie mówiąc o tym, że zanim się rozkręciłem, to nad pierwszymi dwiema stronami arkusza siedziałem pół godziny. Zobaczymy jak to będzie. Oczywiście nie sprawdziłem potem odpowiedzi, ani w gazecie, ani w internecie. Raz, że potrafią się tam bardzo mylić, dwa, że i tak nie pamiętam jakich udzieliłem odpowiedzi, jak zwykle.
Następny artykuł w poniedziałek, powinienem do tego czasu przygotować już moją prezentację z angielskiego na temat "Pierwsza wizyta dziecka u stomatologa" i po przetłumaczeniu z powrotem na polski zamieszczę tutaj pełen tekst.
Bo to zła kobieta była. Babsko uczy JAKIEGOŚ zarządzania i ma o sobie wysokie mniemanie, a nasi wykładowcy tego wyższego, menedżerskiego zarządzania dużą firmą nie są tacy. To świadczy o tym, że im niższy jest człowiek rangą, tym większym potrafi być gnojem.
OdpowiedzUsuń