sobota, 30 stycznia 2010

O trwającej sesji. Część 2

Na początek muszę, no po prostu muszę się pochwalić moim nieoczekiwanym sukcesem, jakim jest zdanie egzaminu z histologii na 4+. Naprawdę nie spodziewałem się tak wysokiej oceny, a przez kilka godzin w ogóle się nie spodziewałem, że zdam.

Czwartek zaczął się naprawdę fatalnie. Najpierw nie zadzwonił budzik. Uratowała mnie właścicielka mieszkania, która o 7 przyszła sprawdzić dlaczego jeszcze się nie obudziłem, skoro miałem na 8 iść na egzamin. Życie mi kobieta uratowała. W 10min byłem gotowy do wyjścia i pobiegłem na tramwaj. Dodam, że jakimś cudem udało mi się nawet prawidłowo i całkiem elegancko zawiązać krawat. Dobiegłem na przystanek mając 40min do rozpoczęcia egzaminu. Dużo czasu, powiecie, zakładając że normalnie jedzie się na pl. Dąbrowskiego 15min. Jasne, że tak. Gdyby nie to, że całą noc była śnieżyca, a i rano nie odpuszczały opady. Doprowadziło to oczywiście do totalnego paraliżu miasta. Wsiadłem w 14-tkę, która przyjechała po 10min od mojego dotarcia na przystanek i dotarłem do ul. Piłsudskiego licząc, że złapię może tramwaj nr 9. Złudne nadzieje. Nie przyjechało nic co by mi pasowało przez następne 5min. Do egzaminu został kwadrans a ja tkwiłem dobre kilka kilometrów od celu. Zadzwoniłem po taryfę, ale po usłyszeniu że muszę czekać 20min na sam jej przyjazd zrezygnowałem. Zamiast tego ogarnęła mnie panika i kierowany niewyjaśnionym impulsem przebiegłem do przystanku przy ulicy Tuwima. Tam dogoniła mnie 13-tka. Dotarłem na egzamin spocony jak mysz, z dziesięciominutowym opóźnieniem. Nie było źle, bo jeszcze nie zaczęli pisać. Dopiero kończono podawać zasady egzaminu. Ponieważ nikt mi ich nie powtórzył zaszła straszna pomyłka i pozwoliłem sobie poprawić pracę ok. 7 razy. A wolno było dokonać jednej poprawki na CAŁY test. To mnie uświadomiło, że chyba straciłem szansę na zaliczenie, mimo że próbowałem się jeszcze tłumaczyć u p. adiunkt itd. Wyobraźcie więc sobie moje zaskoczenie i ogromną radość, gdy zobaczyłem ocenę przy swoim nazwisku na kartce z wynikami, którą zobaczyłem przynosząc indeks 3h później (bo oczywiście zapomniałem go ze sobą zabrać wybiegając w panice z mieszkania, a 3h później, bo tyle czasu mi zajęło dotarcie do domu, przebranie się i powrót).
Sesja jeszcze się nie zakończyła. W przyszłym tygodniu mam zaliczenie z angielskiego oraz egzamin z materiałoznawstwa, ale po tak pięknym zakończeniu pierwszego tygodnia sesji chyba nic nie jest mi w stanie wystarczająco popsuć humor.
Życzę powodzenia, wszystkim, którzy mają przed sobą jeszcze jakieś trudne egzaminy, gratuluję wszystkim, którzy już je zdali i składam najszczersze kondolencje tym, którym nie powiodło się na pierwszym terminie.
Z przyjemnością donoszę również, że z równie pozytywnym wynikiem jak mój histologię zaliczyła większość moim przyjaciół repetujących razem ze mną ów przedmiot. Koleżance, na którą wyraźnie uwzięła się pewna pani doktor życzymy dużo szczęścia, wszyscy trzymamy kciuki i z niecierpliwością czekamy aż dołączy do naszego grona szczęśliwych zwycięzców nad histologią.
Na koniec przyszłego tygodnia możecie się spodziewać ostatecznego podsumowania tegorocznej sesji zimowej oczami studenta stomatologii na UMedzie w  Łodzi. "Wywiem" się też od znajomych jak im poszło na drugim roku oraz jak zakończyli sesję moi znajomi pierwszoroczniacy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli byłbyś tak miły, podpisz się. Ułatwi to ewentualną dyskusję.