czwartek, 7 stycznia 2010

O koferdamie

W końcu się zebrałem aby napisać o najbardziej genialnej rzeczy w stomatologii o jakiej mnie na razie nauczyli na studiach.

Zacznę od podstaw teoretycznych. Koferdam służy do odizolowania miejsca zabiegu od jamy ustnej pacjenta. Składa się z gumy (to zielone), klamer (to metalowe obejmujące ząb), nakładacza do klamer (nie ma na zdjęciu), dziurkacza (nie ma na zdjęciu), ramki (rozpięta jest na niej guma) oraz materiałów dodatkowych, takich jak np nici retrakcyjne do odsłaniania kieszonek zębowych.
Jest to naprawdę sprytne i pomocne narzędzi, choć wymaga trochę wprawy podczas użytkowania. Z tego powodu jedni dentyści go kochają drudzy nienawidzą. Ja osobiście należę do tej pierwszej grupy, ale mam koleżankę, która zarzeka się, że "w życiu nie będzie tego cholerstwa używać".
Co przemawia na korzyść koferdamu? Zakłada się go tylko raz podczas całego zabiegu, kiedy ligninowe wałeczki trzeba co chwila wymieniać. Choć jak powiedziałem wymaga to wprawy, zdolny i obyty dentysta założy cały koferdam w maksymalnie kilka minut. Kiedy zabieg ma trwać np godzinę to naprawdę niewiele. A co na to pacjenci? Część ma obawy, że się uduszą itp, ale oni też mają z tego korzyści. Nie grozi im, że wpadnie im do gardła jakieś małe narzędzie, mogą swobodnie ruszać językiem i przełykać ślinę, nie są oblewani kwasem do wytrawiania ubytku (właściwie niegroźny, ale przyjemny też nie jest).
Wygląda na to, że koferdam to same plusy. Jednak żeby być obiektywny muszę powiedzieć też o minusach. Ale bardzo krótko bo nie ma ich wiele. Innymi poza koniecznością nauki zakładania są dość wysokie koszty. Gumy są jednorazowe, a jedna guma kosztuje ok 2zł. Reszta zestawu jest wielokrotnego użytku, ale wymaga sterylizacji, więc powinniśmy mieć co najmniej kilka zestawów klamer, nakładaczy, ramek itd. Koszty oczywiście można przenieść na pacjentów, każdy poniesie niewielki koszt zakupu. A używanie koferdamu na pewno się zwróci. Wystarczy pomyśleć o oszczędności czasu i podniesieniu jakości świadczonych usług.

UWAGA! NAUKA!
Teraz trochę więcej teorii.
Do zestawów zazwyczaj dołożone są szablony. Służą one do wyznaczenia miejsc na dziurki w gumie przez które przełożymy odpowiednie zęby pacjenta (ten na którym pracujemy i w zależności od rodzaju ubytku, odpowiednie sąsiednie). Dziurki te wykonujemy za pomocą specjalnego dziurkacza, który wykonuje różnej wielkości otwory w zależności od typu zęba. Następnie należy dobrać odpowiednią klamrę. Klamry są przygotowane do poszczególnych zębów (siekacze, kły, przedtrzonowe, trzonowe), ale zasada ogólna jest taka, że klamra powinna dotykać zęba tylko w 4 punktach (kolcami szczęk, to te najbardziej wystające do środka fragmenty) oraz ma być stabilna co sprawdzamy naciskając lekko na łuk bądź skrzydełka. Klamrę zakłada się zawsze łukiem do tyłu.
Gdy już mamy wszystko przygotowane przystępujemy do zakładania koferdamu. W najprostszym wypadku mamy trzy metody. Zakładamy gumę na klamrę (do tego służą skrzydełka właśnie, choć są i klamry bez skrzydełek, gdzie ta metoda jest niemożliwa, ale ma to swój głębszy sens) i wszystko razem na ząb, bo czym zdejmujemy gumę z klamry na ząb. Druga metoda jest taka że najpierw zakładamy gumę a potem klamrę. Ostatnia metoda jest odwrotna, najpierw zakładamy klamrę na ząb a potem przewlekamy wszystko przez dziurę w gumie. Oczywiście jeżeli używamy kształtek (może będzie o tym artykuł) sprawa się trochę komplikuje, a ilość zasad rośnie. Do nakładania klamer używamy specjalnego nakładacza, zwanego również kleszczami, ale dentyści unikają tej nazwy, aby nie stresować pacjentów (kleszcze=ekstrakcja). I to już wszystko co mogę wam zdradzić na temat koferdamu. Wiecie, rozumiecie. Tajemnica zawodowa. Jak chcecie wiedzieć więcej zapraszam na studia lekarsko-dentystyczne na dowolnym uniwersytecie medycznym.
Więcej zdjęć z opisami umieszczę w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli byłbyś tak miły, podpisz się. Ułatwi to ewentualną dyskusję.